Powiem
szczerze, z pewnej odległości i z coraz większym rozbawieniem obserwuję reakcje establishmentu Zachodu, czyli UE i USA wobec wydarzeń na Ukrainie. Poniekąd inteligentni
ludzie wypowiadają czasem takie kuriozalne opinie, że więcej pasują one do skeczy
Cyrku Monthy Pythona, niż na scenę polityczną czy do publikacji w opiniotwórczych mediach.
Z
jednej strony Zachód, w tym też Polska, wprost wrzeszczy, by prezydent Ukrainy,
broń Boże nie wprowadził stanu wyjątkowego, z drugiej strony ten sam Zachód domaga
się od opozycji …używania przemocy wobec legalnej władzy i usiłuje zrzucić za
wszystko winę na Rosję.
Czysta
schizofrenia.
Tymczasem
dewastację mienia publicznego (ulic, budynków publicznych, biur, itp.) dokonywaną
przez ukraińskich rebeliantów można szacować już w milionach euro.
Zachęta do rewolt, puczu i używania siły
ze strony demonstrantów
Oczywiście
w tych nader piramidalnie dziwnych opiniach i refleksjach nad Ukrainą prym
wiedzie moja ulubienica – małżonka szefa polskiej dyplomacji, z zawodu –dziennikarka,
amerykańska z nagroda Pulitzera - red. Anne Applebaum-Sikorska. Która, nie
tylko ma problemy w ustaleniu swego obywatelstwa i nie do końca jest przekonana
czy „jej” rząd - to rząd polski czy USA, to na dodatek werbalizuje publiczne
przedziwne pragnienia, także w polskich mediach[1], co powoduje, pewne
zamieszanie. Bo nie do końca wiadomo czy reprezentuje ona dosyć powszechne poglądy
w gronie amerykańskich republikanów czy też swego męża i polskiego MSZ.
Stwierdza
mianowicie, że: „Uchwały, noty
protestacyjne, wizyty mediatorów i głosy oburzenia już nie wystarczają. Kijów i
Moskwa mają nas za
mięczaków. Czas odkurzyć arsenał, który stosowaliśmy
w latach zimnej wojny”. Żona ministra Sikorskiego ma wprawdzie od
niedawna polskie obywatelstwo i pisze, z Warszawy, co podkreśla Gazeta Wyborcza,
ale w swoich publikacjach utożsamia się z USA.
My,
czyli rząd USA oraz reszta świata zapewne, powinni wg małżonki ministra
Sikorskiego przede wszystkim „…odrzucić
mit "kolorowych rewolucji", czyli przekonanie, że demonstranci wsparci i przeszkoleni przez
zachodnie media są w stanie obalić - bez użycia przemocy - skorumpowane
oligarchie rządzące większością państw postsowieckich”.
Cytat
ze specjalnym podkreśleniem z mojej strony, bowiem nie tylko zachodnie media,
ale też zachodnie fundacje za zachodnie pieniądze szkoliły, jak widać dosyć
nieudolnie, tych demonstrantów.
Powyższy fragment wypowiedzi
red. Anny Appelbaum-Sikorskiej,
żony szefa polskiej
dyplomacji
ujawnionej na łamach Gazety
Wyborczej
- wart jest też głębokiej
analizy i zastanowienia od innym kątem.
Zawiera on, bowiem
stwierdzenie,
publicznie zwerbalizowane i
powiedziane ex cathedra,
że „bez użycia przemocy” ze strony demonstrantów,
obalić legalnej władzy na Ukrainie nie da się!
Jest to jednoznaczna zachęta
do działań siłowych ze strony,
subsydiowanej przez Zachód opozycji!
I to nie tylko na Ukrainie, ale we wszystkich
krajach
wywodzących się z b. ZSRR.
Oczywiście,
wszystkiemu winna jest Rosja i oczywiście prezydent Rosji Władimir Putin, co w
artykule żona szefa polskiej dyplomacji szczególnie podkreśla.
Jej zdaniem:
„W rzeczywistości oligarchowie wspierani
przez rosyjskie pieniądze i technologię polityczną są znacznie silniejsi, niż
myśleliśmy. Stać ich na przekupienie całego parlamentu” – konkluduje żona
ministra Sikorskiego. Skąd ona o tym wie, i jakie ma na to dowody, Bóg jeden raczy
wiedzieć, ale podaje to, jako fakt. „Są
dostatecznie cyniczni, - stwierdza dalej red. Applebaum pod adresem ukraińskich
oligarchów, - aby wskrzesić starą
radziecką technikę wybiórczej przemocy: jedno lub dwa morderstwa wystarczą,
żeby wystraszyć tysiące niezadowolonych, jedno lub dwa aresztowania wystarczą,
żeby przypomnieć przedsiębiorcom, kto tu rządzi. Nauczyli się też na wzór
rosyjski manipulować mediami. Tak samo jak ich potężni sąsiedzi wypracowali -
należycie finansowaną - opowieść o ekonomicznym upadku i kulturalnej dekadencji
Zachodu. Mój przyjaciel nazywa to żartobliwie argumentacją w stylu:
"wszystkie wasze córki staną się lesbijkami". Można się śmiać, ale
jest ona zdumiewająco skuteczna”.
Skoro
tak jest, to należy na ręce połowicy szefa polskiej dyplomacji złożyć ubolewanie
adresowane do rządu USA, nad jakością służb wywiadowczych USA i brak w rządzie
USA należytego rozeznania sytuacji na Ukrainie. A ponieważ tak fatalnie pracują
w tych Stanach Zjednoczonych, to jest jak jest: „Unijni przywódcy w ostatnich latach zajmowali się Ukrainą na rozmaitych
poziomach - prezydenckim, ministerialnym, urzędniczym - i dążyli do nawiązania
szerszych relacji. Ich wysiłki okazały się nieskuteczne za sprawą rosyjskiej
kampanii - bojkotów handlowych, ukrytych gróźb militarnych, wielkich łapówek
(np. w postaci niższych cen gazu) i intensywnych działań propagandowych
mających przekonać Ukraińców, że Europa byłaby dla nich czymś złym”.
Najbardziej
mnie zainteresowały te „ukryte groźby
militarne”, ale jak zwykle u red. Appelbaum – dowodów brak, no, bo są wszak
„ukryte”, ale żona Sikorskiego, wie,
że są. No i ciekawi mnie, czy o tych „ukrytych
groźbach militarnych” powiadomiła przez swego męża NATO. Przecież Ukraina graniczy
z Polską!
Kolejnym moim amerykańskim ulubieńcem-komentatorem wydarzeń
na Ukrainie, jest amerykański polityk polskiego pochodzenia Zbigniew Brzeziński.
On też za wszystko, co wydarzyło się i dzieje się na Ukrainie obwinia Rosję. Na
Twitterze, 27 stycznia napisał, a polskie media rozpowszechniły: Russians wake up! Russia-backed repression
in Ukraine will turn eventually into a disaster for Russia itself[2].
Kompromitacja
Unii na Ukrainie
Były
szef niemieckiej dyplomacji, Joschka Fischer, nie ma żadnych złudzeń, i to, co
wydarzyło się na Ukrainie nazywa wprost blamażem Unii Europejskiej[3]. Stwierdza:
„Nie można winić Putina za to,
że umiejętnie dąży do własnej interpretacji rosyjskich interesów.
Wina za ukraińską porażkę spada wyłącznie na przywódców UE,
którzy tak źle reprezentowali interesy Wspólnoty. Teatralne gesty
i niewiele znaczące oświadczenia nie są w stanie ukryć zaniedbań
Europy w dbałości o własne interesy strategiczne, co nie pomoże Unii
w stosunkach z Rosją. Jeśli Europejczycy chcą to zmienić, muszą
zainwestować we własne interesy i opracować skuteczny sposób,
by ta inwestycja przyniosła zyski”.
Szczyt
unijno-rosyjski, który miał miejsce wczoraj (28 stycznia) w Brukseli, tylko
potwierdził opinie niemieckiego dyplomaty. I choć brukselscy przywódcy
ograniczyli spotkanie do minimum, nie wydali uroczystej kolacji na cześć rosyjskiego
gościa, jak media sugerowały - na znak protestu „za Ukrainę” – ponieśli kolejną
porażkę. Triumfatorem i rozgrywającym był rosyjski prezydent.
Kolejny sukces Putina
Rozmowy
Władimira Putina z przewodniczącym Rady
Europejskiej Hermanem van Rompuy’em i szefem Komisji Europejskiej Jose Manuelem
Barroso były poufne i prowadzone przy drzwiach zamkniętych.
Z późniejszych oświadczeń tych polityków wynika, że dotyczyły
również Ukrainy i były dość szczegółowe. Wynika z nich, m.in.:, że obie strony
osiągnęły
porozumienie w sprawie dalszego prowadzenia na szczeblu ekspertów konsultacji
na temat programu „Partnerstwa Wschodniego”. Czyli nic wobec Ukrainy ze strony
UE bez wiedzy i akceptacji Rosji.
I
chociaż UE nadal ma zamiar wspierać ukraińską opozycję, to trudno jej teraz
będzie negować fakt, że wspiera też w ten sposób beneficjentów awantur na tzw. Euromajdanie
– ekstremistów i nacjonalistów ukraińskich, promuje okupację budynków
administracji państwowej na szczeblu centralnym i regionalnym, czy też
akceptuje demolowanie obiektów publicznych (budynków, ulic, placów, skwerów, małej
miejskiej architektury, itp.).
Wiadomo
też, że UE nie będzie stawiała żadnych barier w przepływie gazu pełnym strumieniem
w europejskich lądowych odnogach gazociągu Nord Stream – OPAL i NEL. Co zapewni
UE bezpieczeństwo energetyczne bez względu na rozwój sytuacji na Ukrainie.
Rosja
zapewniła UE, która, jak sugerowały zachodnie media, mogłaby wstrzymać pomoc
dla granicznego sąsiada i zostawić zbankrutowaną Ukrainę na barkach UE i
światowych organizacji finansowych - że bez względu na to, jaki się uformuje
nowy rząd na Ukrainie, nie wycofuje się z obiecanej pomocy finansowej.
Nie mniej
jednak dzisiaj (29 stycznia) prezydent Putin przystał na propozycję premiera Dmitrija
Miedwiediewa i Ukraina dostanie obiecane kredyty, dopiero wtedy, gdy nowy rząd zostanie
powołany. Rosja, jak stwierdzili obaj przywódcy państwa, musi mieć gwarancje
zwrotu udzielonego Ukrainie kredytu.
W
ten sposób UE znalazła się w klinczu z nelsonem na karku. Czyli: - z niestabilną,
ogarniętą rebelią z coraz silniejszym na nią wpływem nacjonalistów, głęboko podzieloną
społecznie i politycznie, zbankrutowaną Ukrainą. I w każdej chwili, jeśli Rosja
uzna pomoc finansową dla Ukrainy za niewskazaną z różnych powodów – Unia może ponieść
trudne do przewidzenia konsekwencje, wznieconej przez siebie awantury na Ukrainie.
[1] Anne Applebaum: „Dziwna śmierć kolorowych rewolucji”, Warszawa, 24.01.2014, art. opublikowany na portalu Gazety Wyborczej
27.01.2014 r., patrz: http://wyborcza.pl/magazyn/1,135763,15343946,Dziwna_smierc_kolorowych_rewolucji.html
oraz wcześniej w mediach amerykańskich, patrz: http://www.slate.com/articles/news_and_politics/foreigners/2014/01/ukraine_s_authoritarianism_events_in_kiev_signal_the_end_of_the_color_revolutions.html
[2] „Rosjanie
obudźcie się! Wspieranie przez Rosję represji na Ukrainie w końcu zamieni się
katastrofę dla samej Rosji”.
[3] Joschka Fischer: „Europe’s
Ukrainian Blunder” (Europejski błąd ukraiński), patrz: http://www.project-syndicate.org/commentary/joschka-fischer-places-the-blame-for-ukraine-s-turn-to-russia-squarely-on-europe